30 sty 2010

proszę państwa, oto miś



Na szybko, bo obiecałam dziś wkleić, a ścigają mnie, żeby iść do szkoły.


Jestem kręcona! To jeszcze nie jest ten efekt, o który mi chodzi, ale widzę, że kierunek jest dobry. Od wtorku nie używam szamponu :) - myję włosy mydłem (które muszę zacząć ograniczać, bo chyba jednak trochę wysusza) i bezsilikonową odżywką (w ogromnych ilościach, przynajmniej dwie garści na jedno mycie, ale na szczęście znalazłam taką, która kosztuje 37 centów za butlę).

Tutaj jest cała teoria, dlaczego szampon jest be, jak się ma kręcone włosy:

http://dormroomcurly.blogspot.com/2008/12/style-definitions-table.html

Najbardziej podoba mi się obserwacja, że nasze płyny do mycia naczyń i szampony oparte są na jednym i tym samym detergencie.

Jakieś pomysły, jak można jeszcze je nawilżyć bez wydawania pieniędzy?

Tym samym ogłaszam, że staniki mi się już nieco znudziły, a jakieś hobby w ramach telewizji śniadaniowej trzeba mieć.

26 sty 2010

Mały update kuchenny

W styczniu urządziłam sobie finansowo-kulinarne wakacje, czyli jadłam dobre rzeczy i zdarzyło mi się nawet kupić winogrona, o jedzeniu mozzarelli prosto z paczki nie wspominając. Najwyższy czas polecić kilka przepisów z Kwestii Smaku (www.kwestiasmaku.com), bo niektóre z nich okazały się bezbłędne.

Ciasto marchewkowe
Bardzo interesująca wersja, bo z ananasem. Ciasto jest dość ciężkie, syci na śniadanie. Bardzo ładnie się trzyma poza lodówką, nie wysycha. No i przede wszystkim – jest pyszne! Odpuściliśmy krem, żeby nie przesadzać z wydatkami, posmarowałam jeszcze ciepłe ciasto lekko kwaśnym lukrem (cukier+cytryna), który też dał radę.

Zupa marchewkowa z soczewicą (tak, miałam w lodówce kilo marchwi i nie wiedziałam, co z nią zrobić)
Robi się dość szybko, bo czerwona soczewica szybko mięknie. Marchew+imbir – odkrycie miesiąca! Nie pamiętam już, czemu wcześniej nie lubiłam imbiru. Do zupy nie dodawałam już ryżu, bo zrobiłoby się zbyt mącznie (soczewica daje specyficzny posmak), uprażyłam za to małych grzanek z tymiankiem. Dobra, sycąca zupa, ale tydzień później okazało się, że zupa marchewkowa potrafi być idealna, a to za sprawą tego przepisu:

Zupa krem z marchewki z imbirem
Zamiast skórki pomarańczowej dałam cytrynową, bo pomarańcze już dawno były zjedzone. Następnym razem na pewno będzie pomarańcza, bo zupa ma szansę być jeszcze lepsza. Gotuje się dość długo, prawie godzinę, ale warto. Dość mocno czuć imbir (trzeciego dnia, bo tak długo ją jadłam, imbir zrobił się za ostry, i jeszcze pół kubka zalega w lodówce, bo zupa za ostra, ale szkoda jej...), a marchew jest słodka. Wszystko duszone na maśle, cudo.

Gości wymęczyłam cytrynowym ciastem, które w przepisie ma aż cztery cytryny (sok plus skórka) i mało cukru, więc jest co najmniej specyficzne. Niektórzy z Was powinni jeszcze pamiętać pewien eksperyment z ciastem cytrynowym Jamiego, które wyszło dramatycznie kwaśne. Ciasto z Kwestii smaku, choć też mało słodkie, nie jest jednak przesadzone. Ot, miło i orzeźwiająco wykręca język. Karolina nazwała je zimową wersją sorbetu cytrynowego, i to porównanie wydaje mi się trafne.

A na koniec już bez eksperymentów, po prostu chcę się podzielić moimi ukochanymi przepisami.

Pierwszy klasyk – zupa porowa na serkach (ponoć duńska)
25-30 dag mięsa mielonego wrzucam na podsmażoną cebulę, duszę póki mięso się nie zetnie całkiem. W tym czasie dwa pory (tylko biała i jasnozielona część) kroję na ćwierćplasterki i myję, wrzucam do mięsa i zalewam bulionem warzywnym (do pełnego garnka). 30 minut sobie to pyka na małym ogniu, pod koniec przypominam sobie, że zapomniałam o pieprzu. Na koniec dorzuca się 150 gramów (im więcej, tym lepiej) topionego serka. Holenderskie są lepsze od naszych, bo dużo łatwiej się topią. Sąsiad zza ściany jest na serio zakochany w tej zupie.

A na koniec (ileż można pisać o jedzeniu) – ciasto czekoladowe, to samo, które było na każdej chyba imprezie u nas we Wrocławiu. Tutaj w Amsterdamie robiłam z połowy porcji, a dzięki beznadziejnej jakości naszego pseudopiekarnika (zrobionego z mikrofali) się nie dopiekło i było przyjemnie kremowe.
Pełna porcja, na dużą blachę niskiego (2 cm) ciasta:
Kostkę masła i 2 tabliczki czekolady topię w garnuszku i nieco studzę. 6 jajek ubijam mikserem, im dłużej, tym lepiej, ale można też na szybko. Dodaję 250-300 gramów cukru, 50 gramów mąki (tak, dwie łyżki!), a na koniec to masło z czekoladą. Uparcie wierzę, że im lepiej ubite jajka, a potem jeszcze z cukrem, tym fajniejsze będzie ciasto. Piecze się toto w normalnym piekarniku jakieś 30 minut, w mikrofali było to trochę bardziej szalone. Ale opanowałam już technikę, piekę ciasto raz w tygodniu i teraz już zawsze wychodzi.

Oprócz tego nauczyłam się jeszcze robić carbonarę, nie ma to jak włoski sąsiad.

Goście!



Zostałam dziś tak ścignięta za niepisanie na blogu, że teraz hurtem opiszę cały styczeń.

W zeszły weekend miałam wreszcie gości z Polski (a w każdym razie gości-Polaków, bo przyjechali z Brukseli) i nareszcie poczułam się w pełni kochana, o. Przyjechała Karolina z AAL z bratem-bliźniakiem.

Obskoczyliśmy standardowy zestaw muzeów, przy okazji odkrywając idiotyczną politykę miasta. Muzeum miejskie Amsterdamu – zamknięte do bodaj 2011. Muzeum morskie – również. Rijksmuseum – zamknięte od 2003 roku, w kącie otwarta mała wystawa ze sztuką Złotego Wieku. Amstelkring, muzeum z tajemnym katolickim kościołem z XVII wieku – w remoncie, co prawda nie zamknięte, ale wiele rzeczy wywieziono do renowacji. A na koniec tego wszystkiego, w ramach ściągania turystów do Amsterdamu, Van Gogh Museum 1 stycznia podnosi ceny – do 14 euro.

A na deser dostałam najfajniejszy prezent świata – puzzle z Avercampem! Stan na obrazku nie odpowiada już rzeczywistości, zostało już tylko niebo, ale nie chciało mi się iść na górę po nowe zdjęcie. Poza tym teraz się intensywnie uczę i piszę projekty, więc puzzli niet.

1 sty 2010

Szalony sylwester z Martą – relacja na żywo

16:43 Jacek już zrobił sałatkę na swoją imprezę. Ja powoli zabieram się do obiadu. W tle: Boys, „Jesteś szalona”. Może puszczę sobie to o północy?

17:25 Zakręciłam papiloty. Jacek zaczyna podejrzewać, że jak tylko wyjdzie, w progu pojawi się utajniony absztyfikant. W tle: Seweryn Krajewski, „Wsiąść do pociągu”, czy jakoś tak. Wolę Marylkę.

17:36 Cholera, za chwilę zjem wszystko, co sobie na sylwestra kupiłam. Czyli: im większa impreza, tym więcej jedzenia zostaje na koniec. A że moja impreza jednoosobowa, za godzinę będę głodować.

18:07 Jacek wychodzi na swoją imprezę. Zostawił mi trochę sałatki, więc w poczuciu zabezpieczenia na okołopółnocny czas rzuciłam się na żelki.

19:08 Poczułam się samotnie. Włączyłam sobie Lubelski Full. Dziwnym trafem nie pomaga. Pewnie Full powinien być prawdziwy.

19:23 W teledysku Boysów (jesteś) szalona dziewczyna prowadzi kombajn ubrana w bikini.

20:31 Impreza się rozkręca. Czat Lobby Biuściastych szaleje, sąsiad na kamerce, „Piąty bieg” (Budk Suflera) w głośnikach. Aż zapomniałam o tym martini w lodówce.

22:12 Uff, ponad godzina z kamerą w Amsterdamie. Kto pamięta sesję AAL o człowieku-maszynie? Jak widać ja nie potrzebuję realnych ludzi, aby się dobrze bawić. Wystarczy Skajp.

22:14 Ej, przecież ja mam lody w zamrażalniku!

22:37 „Ile prawdy jest w piosence, gdy się śpiewać chce”

23:05 Nie wiedziałam, że mam tyle ciuchów. Niech żyją porządki. Nie wiedziałam też, w jak wiele z nich już nie wejdę...

0:16 Przy patrzeniu na miasto przypomniała mi się ta sama noc dziesięć lat temu. I wiem już, czego sobie życzę na przyszłość. Za dziesięć lat chcę być w takim miejscu, którego teraz jeszcze nawet nie umiem wymyślić.

1:12 Lobbystki radzą: kobieta nie ściana, da się przesunąć.

2:49 Nigdy nie myślałam, że mogę się sama ze sobą tak długo w noc bawić!