3 wrz 2011

On the move



Minał sierpień, minął wrzesień, znów październik i ta jesień... Minął sierpień w każdym razie, spędzony na totalnej załamce magisterskiej i szalonym pakowaniu na koniec, i oto mamy logiczkę w Bawarii. Na zdjęciu po prawej stronie budynek, w którym spędzę 36 miesięcy i napiszę książkę, pośrodku zaś budowla, która odbierze mi część przyjemności z chodzenia do pracy.

Ostatnie trzy dni sierpnia spędziłam na gorączkowym pozbywaniu się połowy posiadanych przedmiotów. Pierwsze trzy dni września - na tak samo nerwowym kupowaniu dokładnie tych samych rzeczy kilkaset kilometrów dalej. Garnki, patelnie, pudełka takie i inne, talerz i kubek... Przeraziło mnie takie marnotrawstwo. Jasne, część rzeczy w Amsterdamie znalazła nowych właścicieli (a logik już na drugi dzień po tym, jak uszczęśliwiłam go sobą i moim dobytkiem w jego jednoizbowym mieszkaniu, chciał mi to wszystko oddać), ale części nie udało się nikomu wepchnąć. Tradycyjnie już zaczynam się zastanawiać, ile jeszcze takich przeprowadzek ponad granicami mnie czeka, i ile rzeczy trzeba będzie zgromadzić i porzucić po drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz