Jakież to życie jest frustrujące. Codziennie coś.
Wczoraj wieczorem moja błyskotliwa współlokatorka (od kilku tygodni mam nową) sprzątała całe mieszkanie, przezornie wycofałam się do sąsiadów. Wracam trochę późniejszym już wieczorem, w domu już cicho (koleżanka musi się wyspać, więc od 22 mam zakaz prowadzenia rozmów), wchodzę do łazienki, a tam w sedesie trzy kawałki mrożonej ryby.
Taaaak. Acha. Rozmraża może?
Rano przychodzi do mnie zakłopotana.
- Wiesz, toaleta nam się zatkała, NIE WIEM DLACZEGO.
Ręce mi tak opadły, że już nawet nie podnoszę tematu mebli w kuchni, które wczoraj poprzestawiała.
- Myślę, że to dlatego, że włożyłaś tam rybę. Mrożoną.
- Taak? A wiesz, może, nie pamiętam... Noo, to co z tym zrobimy? Bo wiesz, ja właśnie wychodzę i bardzo mi się spieszy, także, wiesz...
Także wiem. Palcem nie ruszę, póki co mam jeszcze drugą łazienkę, dalej od kuchni, więc może ominą ją spady z lodówki. Nie ma to jak akademik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz