26 sty 2010

Mały update kuchenny

W styczniu urządziłam sobie finansowo-kulinarne wakacje, czyli jadłam dobre rzeczy i zdarzyło mi się nawet kupić winogrona, o jedzeniu mozzarelli prosto z paczki nie wspominając. Najwyższy czas polecić kilka przepisów z Kwestii Smaku (www.kwestiasmaku.com), bo niektóre z nich okazały się bezbłędne.

Ciasto marchewkowe
Bardzo interesująca wersja, bo z ananasem. Ciasto jest dość ciężkie, syci na śniadanie. Bardzo ładnie się trzyma poza lodówką, nie wysycha. No i przede wszystkim – jest pyszne! Odpuściliśmy krem, żeby nie przesadzać z wydatkami, posmarowałam jeszcze ciepłe ciasto lekko kwaśnym lukrem (cukier+cytryna), który też dał radę.

Zupa marchewkowa z soczewicą (tak, miałam w lodówce kilo marchwi i nie wiedziałam, co z nią zrobić)
Robi się dość szybko, bo czerwona soczewica szybko mięknie. Marchew+imbir – odkrycie miesiąca! Nie pamiętam już, czemu wcześniej nie lubiłam imbiru. Do zupy nie dodawałam już ryżu, bo zrobiłoby się zbyt mącznie (soczewica daje specyficzny posmak), uprażyłam za to małych grzanek z tymiankiem. Dobra, sycąca zupa, ale tydzień później okazało się, że zupa marchewkowa potrafi być idealna, a to za sprawą tego przepisu:

Zupa krem z marchewki z imbirem
Zamiast skórki pomarańczowej dałam cytrynową, bo pomarańcze już dawno były zjedzone. Następnym razem na pewno będzie pomarańcza, bo zupa ma szansę być jeszcze lepsza. Gotuje się dość długo, prawie godzinę, ale warto. Dość mocno czuć imbir (trzeciego dnia, bo tak długo ją jadłam, imbir zrobił się za ostry, i jeszcze pół kubka zalega w lodówce, bo zupa za ostra, ale szkoda jej...), a marchew jest słodka. Wszystko duszone na maśle, cudo.

Gości wymęczyłam cytrynowym ciastem, które w przepisie ma aż cztery cytryny (sok plus skórka) i mało cukru, więc jest co najmniej specyficzne. Niektórzy z Was powinni jeszcze pamiętać pewien eksperyment z ciastem cytrynowym Jamiego, które wyszło dramatycznie kwaśne. Ciasto z Kwestii smaku, choć też mało słodkie, nie jest jednak przesadzone. Ot, miło i orzeźwiająco wykręca język. Karolina nazwała je zimową wersją sorbetu cytrynowego, i to porównanie wydaje mi się trafne.

A na koniec już bez eksperymentów, po prostu chcę się podzielić moimi ukochanymi przepisami.

Pierwszy klasyk – zupa porowa na serkach (ponoć duńska)
25-30 dag mięsa mielonego wrzucam na podsmażoną cebulę, duszę póki mięso się nie zetnie całkiem. W tym czasie dwa pory (tylko biała i jasnozielona część) kroję na ćwierćplasterki i myję, wrzucam do mięsa i zalewam bulionem warzywnym (do pełnego garnka). 30 minut sobie to pyka na małym ogniu, pod koniec przypominam sobie, że zapomniałam o pieprzu. Na koniec dorzuca się 150 gramów (im więcej, tym lepiej) topionego serka. Holenderskie są lepsze od naszych, bo dużo łatwiej się topią. Sąsiad zza ściany jest na serio zakochany w tej zupie.

A na koniec (ileż można pisać o jedzeniu) – ciasto czekoladowe, to samo, które było na każdej chyba imprezie u nas we Wrocławiu. Tutaj w Amsterdamie robiłam z połowy porcji, a dzięki beznadziejnej jakości naszego pseudopiekarnika (zrobionego z mikrofali) się nie dopiekło i było przyjemnie kremowe.
Pełna porcja, na dużą blachę niskiego (2 cm) ciasta:
Kostkę masła i 2 tabliczki czekolady topię w garnuszku i nieco studzę. 6 jajek ubijam mikserem, im dłużej, tym lepiej, ale można też na szybko. Dodaję 250-300 gramów cukru, 50 gramów mąki (tak, dwie łyżki!), a na koniec to masło z czekoladą. Uparcie wierzę, że im lepiej ubite jajka, a potem jeszcze z cukrem, tym fajniejsze będzie ciasto. Piecze się toto w normalnym piekarniku jakieś 30 minut, w mikrofali było to trochę bardziej szalone. Ale opanowałam już technikę, piekę ciasto raz w tygodniu i teraz już zawsze wychodzi.

Oprócz tego nauczyłam się jeszcze robić carbonarę, nie ma to jak włoski sąsiad.

1 komentarz:

  1. Marchewka i imbir - jak Flip i Flap, Ginger i Fred, Danny i DeVito.. Specjalnie do tej zupy hodujemy bazylię na parapecie ;)

    OdpowiedzUsuń