Mój rower ma nowe siodełko, pan ze straganu wymienił w ramach straganowej gwarancji. I jeszcze się ze mnie śmiał: pewnie cały weekend siedziałaś i się martwiłaś, czy ludzie w tym kraju ci to siodełko zrobią. Fajnie było, kolejny punkt dla Holandii i podejścia "powiedz, a może da się coś zrobić". Tych punktów całkiem sporo już, na przykład w 24h zmieniono terminy zajęć, bo zgłosiłam, że mi nachodzą. No wyobraźcie sobie coś takiego na MISHu! A my tu też jesteśmy międzywydziałowi i jest wielkie halo o to.
To tak, wyjechałaś a ja Cię nie pożegnałam z honorami przez co codziennie (przynajmniej dwa razy a czasem i więcej) oblewają mnie poty i sumienie na mnie wrzeszczy. Ale przez ostatnie dwa tygodnie żyłam jakby w innej czaso-przestrzeni i z dobrym skutkiem olewałam wszystkich i wszystko. Wybacz. Lecz dziś rano Holender wyfrunął i powoli wracam do rzeczywistości. I nic się nie martw bo prawdopodobnie około 17 października pojawię się w kraju muzeów, rowerów i najlepszego masła orzechowego na świecie (ale tylko firmy Calve, spróbuj koniecznie! i najlepiej przyślij mi szybko kilka słoików bo ja wkrótce skończę drugi i nie wiem co będzie...), więc szykuj mi jedno z czterech łóżek, mogą być nawet dwa bo ja potrzebuję dużo łóżkowej przestrzeni, a skoro nią dysponujesz to się ograniczać nie będę.
OdpowiedzUsuńA w ogóle blog wspaniały, trzyma dużo wyższy poziom niż mój estoński i napewno przetrwa dłużej :)
Trzymaj się, nie daj się pogodzie (tak, podobno można się do niej przyzwyczaić), ucz się z zapałem tego brzydkiego języka i mam nadzieję, ze Cię wkrótce dorwę na gadu, chociaż Ty jestes teraz bardzo busy student.
Z tym 17 to keep me posted, bo może być tłoczno, a ja w październiku objawię się w Polsze. Do masła orzechowego nie mogę się przekonać, odkąd w pięknym kraju Ameryce byłam przekonywana usilnie, że 1. bez masła orzechowego nie da się żyć - a ja im lubię różne rzeczy udowadniać; 2. masło orzechowe bez galaretki na nim to dewiacja. Także leć po galaretkę.
OdpowiedzUsuń