18 sty 2012

No chyba nie wiosna

No proszę, okazuje się, że nie tylko rower może być zimą, ale i sałatka caprese. Oczywiście nie upadłam na głowę, pomidorów w styczniu nie kupuję (już). Dzięki odkryciu cu-dow-ne-go warzywniaka znacznie rozszerzył mi się zimowy repertuar pozapomidorowy, na przykład o buraka. Buraka można pokroić na kawałki i upiec, a potem te upieczone kawałki wrzucać do wszystkiego prawie tak samo, jak jesienią wrzucałam do wszystkiego dynię (nie, omletu z burakiem nie będzie). Kulka mozzarelli, burak, bazylia, oliwa, pieprz i jakiś taki krem z octu balsamicznego, który się kupuje w Lidlu w tygodniu włoskim albo robi, odparowując ocet. Nie jestem pewna, czy mogę to sobie liczyć jako białkową kolację, ten burak coś za słodki.

Mój krzak bazyliowy jest prawdziwym fighterem. Kupiłam go pierwszego września. Od tamtego czasu zdarzyło mi się już pięć przydługawych wycieczek do Polski i Holandii, a bazylia sobie rośnie. No, może po ostatnich trzytygodniowych wojażach (moich) nie tyle rośnie, co trwa. Ale trwa. Szacun.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz