Kurczę, nie miałam kiedy napisać o tym, że byłam w poniedziałek w magicznej bibliotece. Odważyłam się wreszcie skorzystać z któregoś z tych legendarnych przybytków zachodniego dobrobytu (te rzędy półek z wolnym dostępem, a na każdej książki o logice).
Biblioteka, jako się rzekło, jest magiczna. Bierzesz książkę z półki (albo i dwie, zaszalałam), idziesz do jaskrawo oświetlonego pomieszczenia, które wygląda trochę jak szpital, a trochę jak statek Imperatora (ten, w którym na tle ścian biali żołnierze Imperium byli prawie niewidoczni). W pomieszczeniu niepozorna półka ze sklejki (taa...) i ekran nad nią. Ekran mówi: połóż książki na półce. Kładę. Ekran: położyłeś 2 przedmioty, czy mam rację? Nerwowo odsunęłam od półki torebkę, jeszcze mi tam coś prześwietli i powie, co gdzie trzymam. Tak, masz rację, ekranie, 2 książki.
Acha, oto lista tych książek: (lista). Czy chcesz je wypożyczyć? Mam wydrukować paragon?
Wszystko się odbywa zdalnie i magnetycznie, i bardzo to jest na miejscu, bo przecież książki mają na nas magnetyczny wpływ czasem, zwłaszcza te o logice intensjonalnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz