28 wrz 2009

3 obiady za 3 euro

Jacek przywołał mnie do porządku, że co to ma znaczyć, że przestałam pisać, także postaram się wrócić do początkowego tempa. A że zbliża się właśnie koniec mojego pierwszego pełnego miesiąca tutaj, będę się dzielić moimi osiągnięciami w oszczędzaniu, a raczej: w niewydawaniu pieniędzy. W zasadzie jedyną dziedziną, w której mam jakikolwiek wpływ na swoje wydatki, jest żywność - czynsz i czesne są stałe i nie do przeskoczenia, koszt różnych przejazdów już zminimalizowałam, inne wydatki to tylko ewentualne naprawy roweru i okazjonalne pocztówki.

Okazuje się, że wrześniowe wydatki na jedzenie zamkną się w całkiem przyjemnej kwocie 68 euro, co daje 2,26 na dzień - wydaję tutaj mniej niż w Polsce! Co prawda trudno mi oszacować realną wartość tego, co przez ostatnich 30 dni zjadłam, bo do niedawna jeszcze korzystałam z zapasów dostarczonych przez mamę i tatę jeszcze w sierpniu. Mimo to październikowa tabelka nie powinna różnić się znacząco od tej wrześniowej.

Przez chwilę kusiła mnie perspektywa przeflancowania na grunt amsterdamski diety pięciozłotowej (http://pesto.art.pl), ale to byłby już hardkor groźny dla zdrowia. Dlatego kilka dni temu wymyśliłam sobie swoje własne hasło: "3 obiady za 3 euro!".

Wiadomo, że podstawą oszczędnego odżywiania (nie mylić z jedzeniem śmieci i ryżu z parówkami dzień w dzień) są te zasady:
1. planowanie - chodzi nie tylko o robienie zakupów z listą w dłoni; także planowanie kolejnych posiłków - najlepiej na cały tydzień z góry. Dzięki temu "grube" zakupy można robić tylko raz w tygodniu, a w pozostałe dni dokupować tylko produkty łatwo się psujące.
2. gotowanie na zapas - przeróżne poradniki podsuwają pomysł, żeby jedno popołudnie w tygodniu przeznaczyć na nagotowanie różnych rzeczy, a potem je sukcesywnie odgrzewać/odmrażać. Ja po prostu gotuję raz na 2-3 dni, dla mnie jednej garnek zupy na tyle właśnie starcza, naleśników też smażę co najmniej 10-12.
3. niemarnowanie żywności - niby oczywiste, ale jak przypomnę sobie, ile rzeczy do tej pory psuło mi się w lodówce, bo przez długi czas nie miałam na nie ochoty... Czyli: jeśli na najbliższe 2 dni mam przygotowaną zupę cebulową, to będę ją przez te dwa dni jeść, choćbym nie mogła już na nią patrzeć. Chomikowanie łatwo psujących się artykułów też nie jest najlepszym pomysłem.
4. elastyczność - warto dostosować swój plan tygodnia do tego, co akurat jest w promocji. Dzięki temu przez parę dni zajadałam się świeżym szpinakiem, a wcześniej przez dwa tygodnie jadłam makaron z fasolką szparagową :). Dziś tylko nie mogłam się przemóc, żeby uwzględnić w jadłospisie 1 kg brukselki...
5. porównywanie cen - robię zakupy w 3 różnych supermarketach, wybierając z ich oferty to, co mają najtańszego. Jeszcze nie wszystko pamiętam, ale tabelka z cenami stopniowo rośnie.

A jak wygląda plan 3/3 w praktyce?

piątek/sobota/niedziela:
duża torba świeżego szpinaku - 0,69
gorgonzola - 1,89
makaron - 0,39
cebula, parmezan - były w domu
3 porcje spaghetti con spinaci e gorgonzola - 2,97 + ta cebula

Dzisiaj za to przeszłam sama siebie:
paczka soczewicy (3/4 zostało) - 1,35
pomidory w puszce - 0,35
2 marchewki, duża cebula - były w domu, ale policzmy nawet 0,3
cały garnek zupy z soczewicy (min. 4 dni,ale chyba zamrożę albo będę jeść na kolacje też, bo w lodówce czeka na przetworzenie kolejna paczka szpinaku) - 2 euro

Oczywiście taki styl życia wymaga sporo cierpliwości. Na przykład od 28 dni na śniadanie jem dokładnie to samo - 5 kromek chleba z nutellą (lepsze czasy) lub chokokremem z lidla (gorsze czasy). Takie śniadanie ma najlepszy bilans ekonomiczny i energetyczny, więc trzymam się planu. Zresztą, kiedyś jeszcze napiszę, dlaczego jogurty z owocami są zueeee.
Mam jeszcze kilka opcji do przetestowania, na przykład koszt pomidorowej z ryżem (marzę o niej już od jakiegoś czasu, ale normalny ryż sprzedają tylko po 3 kilo bodaj), ziemniaki - w Polsce kojarzą się przecież z podstawą taniego jedzenia, a tutaj jeszcze nie próbowałam kombinować z nich czegoś. No i bardzo brakuje mi piekarnika, odpada pizza, świeże bułeczki na śniadanie, wszelkie zapiekane makarony, no i ciasta.

No, o tanim jedzeniu mogłabym jeszcze długo. Kto wie, może moje rosnące doświadczenie w tej kwestii komuś się przyda. A ja będę wdzięczna za inne patenty na tanie posiłki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz